Cytat dnia

sobota, 26 października 2013

Mówią, że obojętność jest gorsza od wszystkiego.

   I prawda. Okrutna, nawet bardzo, ale prawda. Zżera od środka, pali. Ja nie mogę tego wytrzymać. I kiedy próbuję nie myśleć o tym, że chcę się napić - jak zwykle, kiedy mam problem - choć na chwilę się rozluźnić, zapomnieć, nie mogę. W mojej głowie nie ma walki o to, czy kupić alkohol. Bardziej - jaki.
   Kolejny powód, żeby nie było dobrze.
   Ludzie zbyt dobrze mnie znają. Dobrze wiedzą, co zrobić, żeby sobie odbić to, co ja im zrobiłam - szczególnie wtedy, kiedy sama nie mam pojęcia, gdzie popełniłam błąd. Od kilku dni to się odbija. I chyba mam już tego dość.
   Tak samo jak wszystkiego.

jestem alkoholikiem

jeśli ktoś myśli inaczej myli się
bo nim jestem

wracam codziennie napruta
czasem piję do monitora

to nic złego każdy tak robi

rzygając zapchałam umywalkę


bo bałam się że mama usłyszy
że znów wymiotuję do kibla


jestem alkoholikiem
z pokolenia na pokolenie
ktoś utrzymuje tradycję


pijak na studiach
kierunek – resocjalizacja


jestem alkoholikiem
dopóki nie wytrzeźwieję
nie chcę tego zmieniać

("jestem alkoholikiem", Warszawa sierpień 2012)

czwartek, 5 września 2013

***





co dzień
co noc
co wieczór

zaplątana w świat twojej niepewności
i żalu
szukam rozwiązania

nie ma mnie
nie ma nas
jesteś ty
z zapadniętym jednym płucem

drepczę

na spuchniętych kostkach
malujesz serduszka
żeby było mi lżej
nieść garb twoich problemów

nie jest

("a przyjaźń chodzi ze spuchniętymi kostkami", Łaskarzew, wrzesień 2013)

środa, 4 września 2013

Wiedziałam, że tak będzie...

     Wiedziałam, że nie zrozumie. Dlaczego jej nie powiedziałam? Od rana mówiła, że jedyne czego chce to to, żebym skończyła studia. I to jest moje największe marzenie - skończyć resocjalizację, zacząć pracować w zawodzie. Jedno potknięcie, nieświadome, nawet bardzo i skasowany rok z życia.
     Teraz krzyk, że nie powiedziałam o tym w czerwcu. Bo co? Już wtedy wysłałaby mnie do pracy i tyle. Od dłuższego czasu mam lepsze i gorsze chwile. A teraz... Dziś jest chyba jeden z najgorszych momentów w ostatnich miesiącach. Wiem, że ją zawiodłam. I nie tylko ją, bo jeszcze ojca, siebie... Strasznie się boję. Boję, że nie znajdę pracy, że znów mi coś nie wyjdzie... że sobie po prostu nie poradzę.
     Najgorsze jest to, że piszę o tym wszystkim na blogu, którego nawet nikt nie czyta. A piszę, bo nie mam nawet z kim o tym pogadać, jak jest tak kurewsko źle.




     Czasem zazdroszczę Józiowi, że miał tyle odwagi, żeby się wziąć i zejść z tego świata.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Taka stara, a taka głupia...

                                               

    To dziwne, że w wieku prawie 22 lat ma się głupie myśli. Głupie, bo czasem człowieka nachodzi, żeby zrezygnować ze studiów, zerwać kontakt z przyjaciółmi a nawet... popełnić samobójstwo i skończyć z całym światem.
     Dziś czytałam artykuł o tym, że dziewczyna mocno przesadzała ze zwykłymi grami RPG, co kończyło się właśnie agresją, autodestrukcyjnymi zapędami i mnóstwem innych negatywnych rzeczy. Z początku mnie to bardzo rozśmieszyło, dopiero później pomyślałam o tym, że tak naprawdę sam internet jest bardzo zgubny.      
      Mimo że jestem osobą, która ma w miarę bogate życie towarzyskie - niewielu znajomych, z którymi się spotykam regularnie, jednak codziennie wychodzę "na miasto - bardzo dużo czasu spędzam przy skrzynce nazywanej "laptopem". Przez większość dnia jestem zamknięta w internetowym pudełku, lawiruję między forami literackimi, grami, kinomaniakiem i fejsbogiem. Nie licząc wieczorów, kiedy wychodzę i mam szansę popatrzeć w oczy realnemu człowiekowi, zamykam się w puszcze z ikonkami zamiast twarzy. To trochę jak narkotyki - po dłuższym zażywaniu dostaje się schizy. Na daleki plan schodzi praca, szkoła, życie. W internecie wszystko jest łatwiejsze - możesz być kim chcesz i robić, co chcesz. Czasem ktoś zablokuje Ciebie, Twoją stronę, bo jest niezgodna z netykietą. Wtedy zakładasz wszystko od nowa, usuwając tylko popełnione błędy.
      W internecie, w przeciwieństwie do życia realnego, jest prosto. W grach wcielasz się w bohaterów - nieustraszonych, silnych. To prostsze niż udawanie przed ludźmi. Nie musisz pokazywać siebie, więc nawet kompleksy znikają gdzieś za kotarą.
     W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że w sumie nie zostało Ci nic. I zamiast próbować wszystko naprawić, leżysz w łóżku i myślisz o tym, żeby skończyć męczarnię. Skończyć z samym sobą.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wakacje - i co teraz?

     Mam kilka dni wolnego. Kilka, bo wielkimi krokami zbliża się Przystanek PaT, jedno z wydarzeń, na które czekam z niecierpliwością. Tęsknię za tym pozytywnym nastawieniem, które wisi w powietrzu w ciągu tych kilku dni. Przystanek PaT to taki męczący odpoczynek - człowiek nie sypia, prowadzi animacje, a jednocześnie jest mu przyjemnie i błogo. I nawet, kiedy coś nie idzie po myśli, przychodzą ludzie i człowiekowi jest od razu lepiej.

     Nazywają nas sektą - niech nazywają, bo skoro dobra zabawa, przyjaźń i tworzenie społeczności jest równomierne z zakładaniem sekty - ja się piszę.

     A potem obóz z Niemcami, mniej zabawna sprawa i nie jest to tylko kwestią bariery językowej. Nie wiem czy mam siłę, żeby się w to teraz bawić. Cóż, jakoś trzeba będzie przeżyć.

     I na koniec Woodstock. Kilka dni, na które czeka się cały rok, a miesiąc przed żyje się tylko tym wydarzeniem. Chociaż mam sporo na głowie, nie wiem, w co wsadzić rączki, siedzę na skajpajach i tinychatach z dzikimi tygryskami, wspominając akcje z poprzednich Woodstocków, omawiając sprawy dojazdów, wyjść po znajomych na Pekapa i planując kolejne wspólne eventy... Masakra. I nie przeszkadza nam to, ze ktoś po raz setny zadaje nam to samo pytanie - odpowiadamy, bo pis, low i rokendrol.

     I tym żyje Pepcia.

piątek, 26 kwietnia 2013

Błędy błędami, ale co zrobić z własnym życiem?

"Tamtych dni mi brak...
z Tobą chwil mi brak..."



     Smutne są dni, kiedy człowiek siedzi zamknięty w czterech ścianach i wie, że sporo spierdolił w swoim życiu. I choćby włączać kolejny odcinek debilnego serialu, kolejną piosenkę z szybkim rytmem i pozytywnym przesłaniem, gdzieś z tyłu głowy siedzi ta myśl, że się zjebało. A jeszcze gorzej jest, kiedy pomyślę, że kogoś przy tym zawiodłam. Czasem, kiedy obiecam mojej Zuźce, że posprzątam, a ona wraca i jest burdel, patrzy na mnie tym wściekłym wzrokiem. I to jest to samo uczucie, tylko może nie to samo natężenie.

     Mam rok w dupę. I nie jest to kwestia samego lenistwa, bo towarzyszyło mu całkiem inne uczucie - strach. Gdzieś tam w głębi siebie wiedziałam, że to nie wyjdzie, że nie w tym roku, że coś się posypie, więc włączał mi się chujowy mechanizm obronny - unikanie. I co z tego, że człowiek uczy się tej psychologii, zauważa wszystko, skoro nie umie z tym walczyć? Teraz mogę sobie tylko pluć w brodę za to, że "I failed" nie tylko siebie, ale i innych, którym zależało.

     Gdzieś tam w środku mnie czai się taki mały punk, który nie może się przebić przez ambicje, więc nie dopuszczam go do głosu. Mimo wszystko, przecież to tylko rok, nadrobię, obronię się i pójdę dalej. 

     Jednak tego, że odpuściłam pewnemu facetowi, nigdy sobie nie wybaczę. Teraz może byłoby nieco inaczej - mógłby być przy mnie, jakoś tam wspierać, śmiać się, mierzwić włosy (jak to miał w zwyczaju) i grać mi na gitarze przez skype, kiedy byłabym w Warszawie. Zamiast tego, po raz drugi gnije w więzieniu, bo nawet nie starałam się na niego wpłynąć. Ludziom żyje się ciężko, kiedy ich samoocena jest niska. Moja była, więc poczucie, że Ł. spotyka się ze mną tylko po to, żeby "zaliczyć i zostawić", nie dawało mi spokoju. Z perspektywy czasu - głupota, bo który facet męczyłby się sześć lat? Wiem, że dawał znaki, pokazywał, że chce się zmienić, ale musi mieć dla kogo, a ja tego nie zauważałam. To dziwne, że dopiero, kiedy napisał mi drugi list, zrozumiałam, do czego wtedy zmierzał. Ciekawe, czy mogłam wtedy coś zmienić...

    Cóż, każdy popełnia błędy. Mam jednak nadzieję, że kiedyś będzie fajnie.


twoje wyobrażenie o mnie
jest całkowicie mylne
bo przez tyle lat

bardzo się zmieniłam

kiedyś ty kochałeś mnie
a ja nie kochałam ciebie
i na odwrót

nie myśl że tak po prostu
zacznę otwierać listy
z twojego więzienia
bo nie są nadawane przez ciebie

chciałabym wyczarować wspólne życie
kredkami bambino
ale od ostatniego spotkania
zdążyłam je pogubić

mam marzenie -

kiedy wyjdziesz
obiję ci mordę
a potem będziemy żyć

długo i szczęśliwie

niestety
nie żyjemy w bajce

środa, 6 marca 2013

Jestem patriotą, bo...

    ... bo słucham Sabatonu.

    Ostatnią dobę spędziłam na buszowaniu po internecie w poszukiwaniu utworu, który moja drużyna mogłaby zaśpiewać na Festiwalu Piosenki Harcerskiej. Przesłuchałam mnóstwo piosenek patriotycznych. Kilka z nich trafiło na moją jutubową plejlistę. W tym jedna, rockowa, o Katyniu:


    Osobiście jestem pod wielkim wrażeniem. I w kwestii muzycznej, i tekstowej. Dzisiaj, słuchając utworu po raz n-ty, zaczęłam się zastanawiać, czym tak naprawdę jest patriotyzm i czy jest dla niego miejsce w dzisiejszej Polsce.

    Ano, jest, tylko pod jaką postacią? Czy patriotyzmem można nazwać wrzucanie na facebooka obraźliwych memów dotyczących rządu? Deklarowanie się do wyjścia na ulice? Propagowanie haseł: "Polska dla Polaków"? A może to praca u podstaw i pomoc ludziom?

    George Friedman napisał jakiś czas temu pewną książkę o wdzięcznym tytule: "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek". Nie jest to ani miejsce, ani czas na to, by ją recenzować, aczkolwiek osobiście polecam.  Autor przypisał ważną część historii Polsce. Stwierdził, iż oprócz rozkwitu Stanów Zjednoczonych, kluczowym elementem stulecia będzie powstanie nowych potęg - co zadziwiające, między innymi Turcji i... Polski. Co do nas postawił jednak kilka warunków, które musimy spełnić.

    Wszyscy wiedzą, co oznacza hasło: "Polska Chrystusem narodów". A przynajmniej mam taką nadzieję. Friedman napisał, że dopóki nie zaczniemy patrzeć w przyszłość i nie zapomnimy o tym, co było kiedyś - nie mamy szans na bycie światową potęgą.

    Ponoć w 2050 wybuchnie III Wojna Światowa, w której polegną między innymi Niemcy. Polska wyjdzie zwycięsko, chociaż będzie miała problemy energetyczne i zginie znowu wielu ludzi. Powtórzy się też - ponoć - sytuacja, która miała miejsce w naszej historii już niejednokrotnie - zostaniemy niejako zdradzeni przez głównego sojusznika - USA.

   III WŚ i znów Polska, mimo że zwycięska, narażona na straty ekonomiczne, społeczne i... mentalne. Bo ilu z nas, pamiętając o tym, co zrobiły między innymi Anglia i Francja (w tym przypadku raczej - czego nie zrobiły) nie denerwuje się i nie ma za złe? Tak samo będziemy się czuć, kiedy narazimy się na straty dla USA, które potem niejako się od nas odwróci.

    Pytań jest kilka - czy warto jest się znów poświęcić? I czy warto zapomnieć o tym, co działo się wcześniej.

    Dla mnie patriotyzm dzisiaj to nie tylko pomoc ludziom, walka z niesprawiedliwością i dbanie przede wszystkim i na pierwszym miejscu o nasze "małe ojczyzny", ale także nauczanie młodszych. Pokazywanie im, jak było. Jak ich przodkowie walczyli o Wolną Polskę.

    Nie wiem, może właśnie dlatego, że sam patriotyzm jest dla mnie też miłością do języka polskiego, śmieszy mnie zwrot: "Jestem patriotą, słucham Sabatonu". Ja rozumiem, fajnie jest nosić glany, machać polskimi flagami na koncercie Sabatonu, ale proszę... To są, o ile się nie mylę, dwie piosenki, które dotyczą historii Polski. A jest przecież tyle zespołów z naszego kraju, które robią to samo, co wyżej wymieniony zespół, a śpiewają po polsku i tylko o Polsce. Horytnica, Kołakowski, Forteca - gorąco polecam!

  

Polub mnie!